Kiedy myślimy o wydaniu swojej książki mamy do wyboru dwie drogi. Szukać wydawnictwa, które nam tę książkę wyda. Jednak wiąże się to z wieloma problemami. Szczegółowo opisałam je w swoim poprzednim artykule pt: „Wojny autorów z wydawcami” . Drugim rozwiązaniem jest wydanie książki samodzielnie. Takie rozwiązanie zwykło się nazywać self publishingiem. Biorąc pod uwagę, że współpracując z wydawnictwem ma się mniejsza kontrolę nad sposobem wydania. nad całym tego rodzaju procesem oraz fakt, że autor zarabia dużo mniej, to self publishing wydaje się być całkiem niezłym rozwiązaniem. Prawda jest jednak taka, że w wielu przypadkach pojawiają się całkiem nowe problemy. Jeżeli miałabym rekomendować, któreś z rozwiązań, to powiem tak: self publishing jest dla pracowitych, a wydawnictwa są dla tych, którzy mają już wyrobione nazwisko i chcą wydać książkę za granicą.
Trzeba jednak sobie zdawać sprawę z kilku pułapek, które self publishing ze sobą niesie:
Pułapka pierwsza – autor i jego ukochane dziecko, czyli książka.
To zrozumiałe, że kiedy się pisze, zwłaszcza swoją pierwszą w życiu książkę, to wymaga wielu wyrzeczeń. Taka książka „sercem pisana” wydaje się być siódmym cudem świata, a każda ingerencja w tekst zdaje się być dla autora świętokradztwem. Kiedy wydawnictwo wydaje książkę, to po pierwsze, przyjmuje tekst do wydania lub go odrzuca. Tekst musi po prostu dobry, żeby ktoś chciał inwestować swój czas i pieniądze. Po drugie: nawet jeżeli książka zostanie przyjęta do planu wydawniczego, to zostaje poddana „głębokiej redakcji”. W dobrym wydawnictwie taka redakcja nie dotyczy jedynie poprawności językowej, ale często konstrukcji książki, jej narracji, sposobu ujęcia tematu. To oczywiste, że kiedy ktoś kto się zna spojrzy na tekst i go poprawi, to książka może jedynie zyskać. Dobrze jeżeli taka redakcja to praca wspólna z autorem, ale bywa różnie.
Teraz wyobraźcie sobie, że nie ma kogoś, kto się zna i komu się chce pracować „głęboko” nad tekstem, bo autor jest zakochany w swojej książce, a jak ma zlecić redakcję to on za nią zapłaci, ponieważ jest klientem, który pracę redaktora ma zweryfikować i odebrać. Konflikt jest zrozumiały od razu. Redaktor chce zadowolić klienta, który jest jednocześnie autorem i ma emocjonalny stosunek do całej sprawy. Czy będzie się redaktorowi chciało pokazać autorowi wszystkie niedostatki tekstu? Raczej sprawdzi tekst pod względem językowym i już. Praca z dobrym redaktorem to często niezłe zwarcie, dużo dyskusji, przekonywania, emocji, przemyśleń, dlatego autor zazwyczaj nie jest od razu zadowolony z redakcji i nie jest dobrze jeżeli to on jest stroną w umowie z redaktorem. Istnieje niebezpieczeństwo, że powstanie książka słaba, może nawet taka, której nie należy wydawać, bo nie ma kogoś, kto powie autorowi :„Popracuj jeszcze nad tym, to nie jest gotowe”. No i niestety tak się dzieje. Powstają w ten sposób książki niedopracowane, nieprzemyślane – po prostu słabe.
Istnieje, w jakimś sensie, uzasadniona opinia, że w ramach self publishingu powstają takie książki, których żadne wydawnictwo nie chciało wydać. Z tego powodu wydanie książki w wydawnictwie jest bardziej prestiżowe, bo ktoś tę książkę wybrał, dopracował ją i się do niej przyznaje jako wydawca. Jednak jeśli wiemy, że 80% tekstów, które trafia do wydawnictw nie jest nawet czytanych, to wśród nich są na pewno książki warte uwagi. Światowy bestseller pt.„Sekret”, który mówi o tym jak myśl stwarza rzeczywistość, został odrzucony przez jedenaście wydawnictw zanim został wydany w formie książkowej.
Wracając do redakcji: jest to sprawa kluczowa. Większość znanych pisarzy ma swoich stałych, zaufanych redaktorów, którzy czasem są niemal współautorami książki. Dlatego swoje ego dobrze jest poskromić i poddać się ocenie znawców.
Pułapka druga – okładka, czyli twarz książki
Kiedy tekst jest gotowy daje się go do składu, powstaje okładka, a następnie druk. Teraz ze względu na technikę cyfrową jest to dużo łatwiejsze niż kiedyś, ale nadal wymaga wiedzy i doświadczenia. Niestety okładka to jeden z najsłabszych elementów książek wydawanych w self publishingu. Kiedy za wszystko trzeba zapłacić samemu jest pokusa, żeby na czymś zaoszczędzić i okładkę robi znajomy, czasem na podstawie naszego pomysłu. Przecież okładka nie jest aż tak istotna. Czasem na okładce ląduje zdjęcie z urodzin u szwagra albo rysunek natchniony koleżanki, która rysuje przecież anioły, czy mandale. Chodzi o to, żeby czuć, że to takie nasze, moje. „Muszę to czuć” mówi autor i wybiera. Mniej więcej raz w miesiącu odbieram telefon od autora, który wydał książkę własnym sumptem, ale niestety okładka okazała się słabym punktem całości. Często dalej pozostają przy swoim starym myśleniu. Słyszę: „Proszę mi polecić lepszego grafika, bo stary się nie sprawdził”. Otóż nie, kochani. Dobra okładka jest wynikiem głębokiej analizy marketingowej. Zanim grafik zajmie się projektowaniem trzeba ustalić wiele rzeczy. Książka to produkt, a okładka to jego opakowanie i tak należy to traktować. Czasem zrobić badania marketingowe, żeby widzieć jak zareaguje grupa docelowa. Trzeba ustalić tę grupę. Nie ma produktów dla wszystkich, dlatego nie ma książek dla wszystkich. Również w sprawie okładki należy się kierować zasadą: najpierw myśl później działaj.
Pułapka trzecia – korekta, czyli o tym co w oczach się dwoi i troi
Skład i druk to dwie sprawy, które warto skonsultować ze specjalistą, bo pomyłka w tych dwóch sprawach pociąga za sobą duże koszty finansowe. Jeżeli dostaniesz złożoną już książkę zadbaj, na tym ostatnim etapie, o dobrą korektę. Czasem to wymaga kolejnej, czasem trzeciej lub czwartej lektury całej książki. Trzeba to zrobić z dużą uwagą. Niestety , wtedy już nie czyta oko, ale mózg. Bardzo trudno utrzymać uwagę na takim poziomie, żeby po przeczytaniu dziesięciu -dwudziestu stron zauważyć literówkę. Nasze mózgi są przyzwyczajone do tego, że omiatamy wzrokiem tekst i to nie pozwala zauważać szczegółów. Ważne jest żeby sprawdzić szczególnie: spis treści, stronę redakcyjną, grzbiet okładki, tył okładki. W tych miejscach tekst jest czytany najrzadziej, dlatego tu najczęściej są błędy, a literówka w nazwisku na grzbiecie książki to katastrofa. Zdarza się najlepszym, ale pokazuje skrajny brak profesjonalizmu. Z drugiej strony, trudno wymagać od autora, żeby wiedział jak się wydaje książkę.
W następnym artykule opowiem o tym jak zadbać o techniczne dostosowanie składu do druku. Będzie też temat rzeka, czyli przedstawię kilka rodzajów strategii promocyjnych.